Strony

niedziela, 24 lipca 2022

TAKA OTO HISTORIA

 

 

NIE DOTYCZY WPRAWDZIE MISZY, ALE TEŻ WSTRZĄSNĘŁA MNĄ DO GŁĘBI 

17. 07. 2022 r.

W  niedzielne przedpołudnie (ok. 10) wybraliśmy się na spacer. Nagle nad naszymi głowami pojawiło się siedem żurawi -  kilka razy zatoczyły krąg, chwilę, pogawędziły, następnie utworzyły klucz(yk) i odleciały. Prawdziwy rarytas – móc je podziwiać; rzadko spotyka mnie ten zaszczyt ale jeśli już, to w październiku, kiedy  co najmniej kilkadziesiąt osobników, dużo wyżej i dalej kołując „omawia” w podniebnych pogaduszkach szczegóły związane z odlotem.

Gdy dotarliśmy do głównej drogi, mój wzrok przyciągnęła z oddali kupka nieszczęścia siedząca na łuku jezdni (!), oparta o krawężnik – mały rudy piesek. Zanim dobiegliśmy, minęło go - jak powietrze, o centymetry (!) - kilka samochodów. Niewiarygodny spokój rudaska (nie widzi?, nie słyszy?) nasuwał dwa straszne skojarzenia: 1. wyrzucony z samochodu (okres urlopowy, trasa wiedzie m. in. nad morze; w dodatku to schorowany staruszek - mruży oczy, jednego w ogóle nie otwiera; z zamkniętego pyszczka wystaje jak dzicza szabla jeden kieł, z noska wydobywa się śluz), 2. -  już potrącony i nie może wstać. Czy miejsce akcji to jakieś pustkowie, odludzie? Bynajmniej –  po obu stronach wąskiej jezdni stoją oddalone na szerokość chodnika domy.

Zbliżając się zawołaliśmy pieska a ten… bez problemu wstał, podszedł, zaczął się łasić i równie chętnie przystał na głaskanie. ???! Ogromna ulga… choć połowiczna, bo staruszek robił wrażenie zagubionego; parę kroków w prawo, kilka lewo, jakby nie wiedział gdzie jest i skąd się wziął. Co dalej? Może to jednak – w co trudno uwierzyć – zwierzątko stąd? Furtka przy której wszystko się dzieje – zamknięta, dzwonka brak; w bezpośrednim sąsiedztwie to samo. Kręcimy się, rozglądamy, patrzymy wymownie w stronę okien – jedno uchylone; nikt dzisiaj tak nie zostawia pustego (?) domu. Nic. Naprawdę nikt nie dostrzegł dwóch „intruzów” kręcących się przy cudzych posesjach?! Albo zauważył… również psa, w którego problem trzeba by się zaangażować.

Nagle nadchodzi nadzieja – mężczyzna z pobliskiego domu; twierdzi jednak, że nie wie, jak pies się tu znalazł, nigdy też wcześniej go nie widział (wracał z drobnymi zakupami z nieodległego sklepu). Za moment podbiegł drugi piesek – wzbudził jedynie umiarkowane (na granicy obojętności) zainteresowanie „naszego”, co  utwierdziło nas w pierwotnym  przekonaniu o porzuceniu - stojąc przy swojej posesji „gospodarz” raczej byłby bardziej ożywiony. Dzwonimy po pomoc.

Po dłuższym czasie (ok. 15 – 20 minut) od przyjazdu policji z domu naprzeciwko wychodzą kobieta i mężczyzna, krzyczą coś przez ulicę i znikają. Z samochodowego hałasu wyłowiliśmy tyle, że ON pojechał do pracy;  stroskany sąsiad w porę się wstrzelił - schronisko zostało już powiadomione - minęło kolejnych ok. 20 minut, zanim ktoś przyjechał. Dopiero, gdy zaczęły się próby zabrania opierającego się pieska, facet pokonał jezdnię i z wrzaskiem ujął się za nieszczęśnikiem: - Co wy ludzie robicie, przecież to pies stąd, on zawsze tak leży, czeka na swojego pana!
– Na jezdni?! Dlaczego pan wcześniej nie reagował, gdy samochody ocierały się o psie futerko, gdy my tu szukaliśmy jakiegoś punktu zaczepienia?… Miałam go tak zostawić, żeby go przejechali?

–– No, dobrze, że pani zareagowała; a co ja będę się wtrącał… Przerzućcie go przez furtkę! – dorzucił kolejną cenną podpowiedź.
– ?!?!?!
W międzyczasie przyszedł ponownie ten, który „nigdy nie widział” rudaska i również nadal taktownie nie wtrącając się, z bezpiecznej odległości przysłuchiwał się całej aferze.

Ktoś przełożył rękę i otworzył bramę wjazdową, a główny bohater wmaszerował całkiem dziarsko - rzeczywiście jak do siebie. Wyszło na to, że para panikujących głupków podniosła raban o psa siedzącego tuż przy posesji… tyle, że na ruchliwej, wąskiej jezdni. 

To ci dopiero zmylenie przeciwnika!
1. Czy piesek wyszedł niezauważony, a bezmyślny „opiekun” wyjechawszy z posesji zamknął bramę? (Odległość między bramą  a gruntem uniemożliwia przesmyknięcie się pod spodem nawet takiego malucha).
2. Dlaczego nie siedział przy bramie czy furtce zamiast opierać się o krawężnik, gdy niemal wprost na niego jechały samochody?
3. Czyżby  w domu nie było nikogo (niedziela); nikt nie szukał, nikomu nie brakowało psa? A w innych domach? A wieloletni sąsiad?
4. Dlaczego rudasek dreptał za nami krok w krok, pozwolił się wziąć na ręce – obdarzył zaufaniem, jak pies którego w końcu ktoś znalazł i udzieli pomocy – takie sprawiał wrażenie.
5. Czy chodziło o to, żeby problem starego psa „załatwił się sam”?

„Wyspacerowani”, zdruzgotani zawróciliśmy do domu; już od furtki zauważyłam pozostawione w drzwiach klucze. Gdyby nie to przytłaczające zdarzenie, na pewno przyszlibyśmy ok. 2 godziny później.

 

wtorek, 22 marca 2022